Najlepszy szef kuchni gotuje w Parku. Spróbujcie jego popisowych dań w restauracji Villa Gardena

2017-11-16

Piersi z kaczora z foie gras, musem śliwkowym i chrzanem - to popisowe danie Dominka Duraja, ale nie jedyne, które w jego wykonaniu zachwyca. Szef kuchni w restauracji Villa Gardena, właśnie został uznany „Szefem Roku" Polski Południowej według prestiżowego przewodnika Gault&Millau. – To duma, wyróżnienie, ale też duża mobilizacja do dalszej pracy – podkreśla Duraj.

– Już po śniadaniu?

– Tak, staram się przyrządzać raczej coś na szybko. Dziś była bułka z serem i szynką. Praca w gastronomii jest dość czasochłonna, a do tego z domu do Parku Śląskiego dojeżdżam prawie 45 kilometrów.

– Zdaje sobie pan sprawę z tego, że po werdykcie Gault&Millau czasu może być jeszcze mniej?
– Nie ukrywam, że trochę na to liczę. Trafiają już do nas goście, którzy, słysząc o tym sukcesie, specjalnie przyjechali, żeby spróbować naszych dań. Sprawa jest jednak dosyć świeża. Na statystyki jest jeszcze za wcześnie.

– To spory sukces szefa kuchni i całego zespołu. Co dla pana oznacza tak ważna nagroda?
– To miłe, jak każde wyróżnienie. Podkreślę mocno, że w tej branży nie chodzi o zdobywanie tytułów, raczej o stworzenie miejsca z klasą, które będzie miało całościową koncepcję na wysokim poziomie. Chodzi zarówno o kuchnię, jak i obsługę. Starania zespołu dostrzegli inspektorzy z Gault&Millau. To nie jest nasz cel nadrzędny, ale na pewno wspaniała wiadomość, bo żółty przewodnik jest honorowany przez większość państw w Europie i na świecie.

– Jest pan w stanie powiedzieć, co zrobiło na inspektorach największe wrażenie?
– Trudno o taką ocenę, bo te osoby rzeczywiście, tak jak jest to często pokazywane w filmach, przychodzą incognito. Oczywiście, uważny obserwator może się zorientować, że dany gość jest bardziej wymagający i zadaje więcej pytań. Jednak zawsze uczulam moich współpracowników, aby starali się na stałe wskoczyć na wysoki pułap i na tym samym poziomie obsługiwali każdy ze stolików.

– Czy tym razem ktoś się zorientował, że to akurat wizytator z Gault&Millau?
– Nie. Mamy taką zasadę, że przy zamówieniu menu degustacyjnego, ja lub moi zastępcy, wychodzimy do gości. I podejrzewam, że właśnie wtedy mieliśmy rozmowę z inspektorem. Ale trudno powiedzieć, kiedy to było, bo w ogóle klienci są coraz bardziej wymagający i zadają sporo pytań.

– Jest pan tutaj ponad rok. Mimo że to krótko, efekty dostrzegli nawet eksperci.
– Po roku osiągnęliśmy pewien poziom, natomiast zdaję sobie sprawę, że mamy jeszcze sporo do zrobienia. Ta nagroda to oczywiście dobre podsumowanie okresu spędzonego w Villa Gardenie, ale również owoc mojego ponad 20-letniego doświadczenia w zawodzie.

– Na czym polega fenomen Villa Gardena? Co wyróżnia ją spośród tysięcy innych restauracji?
– W ubiegłym roku myśleliśmy dużo nad koncepcją miejsca. Zdecydowaliśmy się na kuchnię międzynarodową, która nie jest specjalnie ograniczona, ale – ze względu na miejsce i otoczenie, w jakim się znajdujemy – akcentuje mocno naturę, las i ogród. Założyliśmy sobie, że nasze potrawy będą proste, jednak przyrządzane w niestandardowy sposób. I to się udało.

– Czy pana zdaniem jest jeszcze coś do poprawy?
– Każda restauracja musi się stale rozwijać. Trzeba tworzyć nowe dania i wprowadzać innowacyjne składniki. Nie można stać w miejscu, bo wtedy do restauracji przylgnie taka łatka. Tego należy unikać i ciągle robić krok do przodu. Z drugiej strony, w kuchni nie można przekombinować. Najważniejszy jest przecież dobry smak potraw.

– Mówi pan o otoczeniu. Zdarza się, że zakłada pan kalosze i szuka składników w zakamarkach Parku Śląskiego?
– Chętnie korzystamy z jego zasobów. Zbieramy oczywiście te zioła, które nie są pod ochroną. Ostatnio znajdujemy również sporo grzybów. Zdarza się, że przyrządzamy z nich dania. Można ich skosztować w naszym menu degustacyjnym.

– To zapewne popisowe dania w Villa Gardena. Dlaczego warto po nie sięgnąć?
– Zawsze nakłaniam do zamówienia u nas menu degustacyjnego, które w standardowej formie składa się z pięciu dań, a w poszerzonej z siedmiu. Rzecz jasna, porcje są mniejsze niż te a la carte, aby nasz gość był w stanie wszystkiego skosztować. Takie menu pokazuje zarówno kreatywność kuchni, jak i charakter samej restauracji. Zazwyczaj składa się ono z dwóch przystawek, dania mięsnego i rybnego oraz deseru. Wcześniej jest jeszcze poczęstunek „na raz” oraz przerywnik między daniami głównymi, najczęściej to granita, czyli zmrożony lód z sokiem owocowym. Na sam koniec serwujemy petit four, czyli coś słodkiego lub wytrawnego. Menu degustacyjne wybieramy danego dnia z karty. Ale to nie jest obligatoryjne, możemy podejść do wyboru tych dań bardzo indywidualnie.

– Każdy znajdzie coś dla siebie? Wegetarianin również?
– Właśnie wprowadziliśmy kartę jesienną, na której są pozycje wegetariańskie, a nawet wegańskie. W menu znalazło się sporo warzyw korzeniowych, grzybów, biała i czerwona kapusta, jarmuż oraz dynia.

– Celuje pan już w kolejny tytuł?
– Jeżeli chodzi o przewodniki, kolejnym jest Michelin, ale na razie inspektorzy odwiedzają tylko Warszawę i Kraków. Może kiedyś się to zmieni. Jednak bardziej niż na wyróżnieniach, zależy mi na stworzeniu w restauracji atmosfery i kuchni, które trafią do odbiorcy. Serdecznie zapraszam do Villi Gardeny, sprawdźcie, jak nam się to udało.

Czytaj również

Unsere Website verwendet Cookies, m.in. zu statistischen Zwecken. Wenn Sie nicht möchten, dass sie auf Ihrer Festplatte gespeichert werden, ändern Sie die Einstellungen Ihres Browsers. Mehr zum Thema...